Charlie story
Co jeśli nigdy nie zaznam spokoju? Co jeśli nigdy mnie nikt nie wysłucha w 100% i nie zrozumie? Co jeśli nie spotkam nikogo kto by akceptował wszystkie moje wady? Co jeśli zostanę sama.... Sama? Co jeśli moje marzenia rozpłyną się? Co jeśli NIGDY NIC MI SIE NIE UDA?
Te pytania mnie cały czas dręczą. Co jeśli to... Co jeśli tamto...
Dlaczego każdy myśli, że u mnie wszystko w porządku, świetnie się bawie? Nikt o tym nie wie jak się czuje, czego oczekuje, co chcę. Brakuje mi takiej osoby, która by to zrozumiała i mi pomogła. Nawet moja przyjaciółka. Co jeśli nie jest prawdziwą przyjaciółką?
Moimi największym i na pewno nieosiągalnym marzeniem jest mieć dobrą, ułożoną i ciepłą rodzinę jak kiedyś.
Niestety wszystko w pewnym momencie runęło.
Mój tata był marynarzem. W rejs do RPA udał się 7 lipca 2009r. Tak dokładnie pamiętam tę datę. Miałam tylko 13 lat. Pamiętam jak do mamy ktoś zadzwonił, a ona płakała. Nigdy tego nie zapomnę. Dla mnie 28 lipiec to przeklęty dzień. Wtedy to statek, którym płynął mój tata po prostu rozbił się. Wpłyneli w małą zatoke. Były tam skały, których nie zauważyli. Kapitan za późno zaczął akcję wycofania się. I BACH !
Nie mam taty.
Chciałam, aby po powrocie opowiedział mi jak tam jest, jak żyją plemiona, co jedzą, jak się zachowują, Czy to piękne miejsce. Zawsze chciałam podróżować z tatą, ale byłam za młoda a teraz to niemożliwe.
Chciałam, aby po powrocie opowiedział mi jak tam jest, jak żyją plemiona, co jedzą, jak się zachowują, Czy to piękne miejsce. Zawsze chciałam podróżować z tatą, ale byłam za młoda a teraz to niemożliwe.
Do tej pory nie mogę uwierzyć, że nie ma go już ze mną. Że nie będzie opowiadał mi przez telefon jaka jest pogoda na morzy, ile mew lata na niebie, jakie kształty mają chmury. Moja mama jednak szybko się otrząsnęła.Już około 1,5 roku po pogrzebie znalazła sobie faceta. Connor. Mój życiowy horror. Mama twierdzi, że to co on mi robi to sobie wymyślam bo go nie lubię. Mama nie widzi jak cierpię, kiedy jest w pracy. Ona nawet nie ma prawa nazywać się matką!! Dlaczego? Powinna mnie wspierać, rozmawiać, spędzać ze mną czas a przede wszystkim zadbać o moje bezpieczeństwo. Ale nie... I przez to się załamała. W dodatku Connor. Damski bokser. Za byle co mogę od niego dostać w twarz. Nawet kiedy mam coś ważnego do zrobienia a on karze mi coś zrobić i powiem nie zacznie mnie wyzywać od suk, kurw, szmat itp.
Nie raz uciekałam z domu. Raz mieszkałam u Sea prawie 2 tygodnie.Mama zadzwoniła tylko 5 razy. Normalnie matka by wydzwaniała milion razy i martwiła się o mnie, ale to jest moja rodzicielka więc nie ma się co dziwić.
Nie chcę przez te problemy ciąć się, upijać, ćpać, faszerować się tabletkami aby umrzeć. Myślę, że to nie ma sensu. Chcę żyć, nie chcę umierać. Mimo mojej sytuacji mam ochote dalej żyć. Wierzę, że w końcu nadejdzie taki dzień kiedy mama mnie wysłucha, przytuli i powie "Kocham cię, jestem z tobą." Wierzę w to. Może to będzie jutro, za 5 lat, 10 lat.... 50 lat? Tym czym się kieruje w życiu to właśnie wiara.
Sea proponowała mi żebym poszła z tymi problemami do adwokata czy do innych ludzi, którzy według mnie i tak ich nie rozwiążą. Dla nich liczy się tylko kasa. Jak tu komuś zaufać? Wszyscy są fałszywi. Nawet ja. Nie ma osoby prawdziwej. Nie ma. Po prostu nie istnieje. Każdy coś ukrywa, kłamie, oszukuje. Każdy. Nawet ci pedofile w kościołach nazywani księżami.
Jedynymi pozytywami w moim życiu jest moja przyjaciółka z którą uważam, że mam dobry kontakt. Wiele jej zawdzięczam. Między innymi, to że pomogła mi w nauce i mogłam przejść do następnej klasy. Kompletnie nie rozumiałam nauk ścisłych, które dla mnie są jak czarna magia z Severusem Snapem.
I fotografie. Co z tego, że nie mam jakiejś extra wypasionej lustrzanki Nikon. Nawet ze zwykłym aparatem można robić cuda, tylko trzeba to ujrzeć. Po prostu zrobić zdjęcie, poprawić coś, wyostrzyć w różnych programach i mamy piękny obraz. Pracuje dorywczo na weekendach w kawiarni, więc za połowe wypłaty idę do fotografa i wywołuje zdjęcia a później przyklejam je na ściany. Tak, mam białe ściany więc chciałam je jakoś ubarwić to zaczęłam przyklejać tam swoje zdjęcia. Fotografia naprawde wciąga. Nie trzeba nawet mnieć profesjonalnego sprzętu.
W duchu wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży, ktoś mnie kiedyś zrozumie. Tylko kiedy to będzie? Coś w mojej głowie mówi mi "A co jeśli się nie uda? Coś się spiepszy w najmniej oczekiwanym momencie?"
Nie raz uciekałam z domu. Raz mieszkałam u Sea prawie 2 tygodnie.Mama zadzwoniła tylko 5 razy. Normalnie matka by wydzwaniała milion razy i martwiła się o mnie, ale to jest moja rodzicielka więc nie ma się co dziwić.
Nie chcę przez te problemy ciąć się, upijać, ćpać, faszerować się tabletkami aby umrzeć. Myślę, że to nie ma sensu. Chcę żyć, nie chcę umierać. Mimo mojej sytuacji mam ochote dalej żyć. Wierzę, że w końcu nadejdzie taki dzień kiedy mama mnie wysłucha, przytuli i powie "Kocham cię, jestem z tobą." Wierzę w to. Może to będzie jutro, za 5 lat, 10 lat.... 50 lat? Tym czym się kieruje w życiu to właśnie wiara.
Sea proponowała mi żebym poszła z tymi problemami do adwokata czy do innych ludzi, którzy według mnie i tak ich nie rozwiążą. Dla nich liczy się tylko kasa. Jak tu komuś zaufać? Wszyscy są fałszywi. Nawet ja. Nie ma osoby prawdziwej. Nie ma. Po prostu nie istnieje. Każdy coś ukrywa, kłamie, oszukuje. Każdy. Nawet ci pedofile w kościołach nazywani księżami.
Jedynymi pozytywami w moim życiu jest moja przyjaciółka z którą uważam, że mam dobry kontakt. Wiele jej zawdzięczam. Między innymi, to że pomogła mi w nauce i mogłam przejść do następnej klasy. Kompletnie nie rozumiałam nauk ścisłych, które dla mnie są jak czarna magia z Severusem Snapem.
I fotografie. Co z tego, że nie mam jakiejś extra wypasionej lustrzanki Nikon. Nawet ze zwykłym aparatem można robić cuda, tylko trzeba to ujrzeć. Po prostu zrobić zdjęcie, poprawić coś, wyostrzyć w różnych programach i mamy piękny obraz. Pracuje dorywczo na weekendach w kawiarni, więc za połowe wypłaty idę do fotografa i wywołuje zdjęcia a później przyklejam je na ściany. Tak, mam białe ściany więc chciałam je jakoś ubarwić to zaczęłam przyklejać tam swoje zdjęcia. Fotografia naprawde wciąga. Nie trzeba nawet mnieć profesjonalnego sprzętu.
W duchu wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży, ktoś mnie kiedyś zrozumie. Tylko kiedy to będzie? Coś w mojej głowie mówi mi "A co jeśli się nie uda? Coś się spiepszy w najmniej oczekiwanym momencie?"
James story
Chciałbym znowu żyć w harmonii, spokoju. Mieć ustabilizowane życie. Może kiedyś znowu tak będzie. Może kiedyś będzie tak jak dawniej. Może poradzę sobie z moimi problemami. Może ojciec znajdzie dla mnie więcej czasu. Może.... Mama wróci? Może ona nie umarła? Może żyje gdzieś indziej? Może wyjechała tylko na kilka dni... tygodni... lat? Może zaraz wróci? Porozmawia ze mną, zjemy razem obiad. Lecz to wszystko jest nie możliwe.
Mama zmarła 3 lata temu na raka piersi. To było 30 października 2010. Mama zasłabła w kuchni. Wcześniej był wiadome, że ma raka ale lekarze mówili, że da się go pokonać. Jednak przez 2 miesiące tak szybko się rozwinął, że nie było szans jej uratować. Lekarze starali się w 100% ale ten pieprzony rak musiał wygrać! Musiał odebrać jedną z najważniejszych osób w moim życiu! Osobę, która mnie rozumiała, kochała bez znaczenia co zrobiłem, powiedziałem.
Zawsze była przy mnie. A teraz?
Teraz mam tylko tatę z którym jedynie mogę pogadać podczas śniadania lub obiadu. Mało co z nim rozmawiam, jest za bardzo zapracowany. Wiem, że stara się dla mnie ale nie daje rady. Musi chodzić do pracy. Musi zarobić abyśmy jakoś żyli.
Po śmierci mamy przeżyłem chwile załamania nerwowego. Chodziłem do psychologa. Raz nawet byłem u psychiatry. Powoli wychodzę z tego, ale nie do końca. Przez to mało z kim rozmawiam. Jedynie z tatą i moim jedynym i mam nadzieje prawdziwym przyjacielem Jai'em.
Czasami mam ochote po prostu umrzeć. Pójść do mamy, porozmawiać z nią. Ale wiem, że tata też mnie potrzebuje. Nie mogę ot tak go zostawić. Jeszcze tylko pare dziesiąt lat i znowu będę mógł spotkać się z mamą. Wtedy pewnie spotkam się i z nią i z tatą. Może to będzie za niedlugo. Może jutro. Może za 70 lat.
Miałem jedną próbę samobójczą. Chciałem to załatwić szybko, po prostu wyskoczyć z okna. Chwila straszliwego bólu. I koniec. Czerń. Nagle biel. I mógłbym być z mamą. Ale Jai mnie uratował. Mimo, że lubi sobie poimprezować doskonale mnie rozumie. Prawie jak mama. Ale to nie to samo. Zawsze mi pomoże, mogę mu powiedzieć wszystko, ponieważ wiem, że nikomu tego nie powie. Ufam mu.
Moim największym marzeniem jest spotkać taką osobę jaką była mama. Żeby chociaż w małym procencie zapełnić tą dziurę w sercu po stracie mamy. Chciałbym dzwonić do tej osoby nawet o 3 w nocy i móc powiedzieć jej co mnie trapi a ona by mnie wysłuchała i powiedziała co mam robić lub mnie pocieszyć.
Ale czy istnieje taka osoba? Możliwe. Może gdzieś na świecie jest taka idealna osoba.
Najpierw chcę pozbyć się tych wszystkich problemów aby już mnie nie dręczyły. Aby móc normalnie funkcjonować a nie przychodzić ze szkoły, zjeść obiad i do następnego dnia siedzieć w pokoju, płakać i ie wychylać z niego nosa.
Swoje problemy, rozterki, słabości itp. "wylewam" na papier. Piszę piosenki, gram na gitarze. To mnie uspokaja. Nie wiem czy dobrze śpiewam ale wydaje mi się, że da się tego słuchać. Dzięki muzyce(w której mogę siedzieć 365 dni w roku bez znaczenia na gatunek i cały czas komponować) widzę w moim życiu małe pozytywy. Mimo tego, że wszystkie moje piosenki są smętne to sprawia to, że mam uśmiech na twarzy. Pisze je o rodzinie, przyjacielu i dziewczynie. Dziewczyny nie mam ale można pomarzyć. Nie sądze aby teraz podobał się jakiejś, ale mam ciche nadzieje, że jakaś się we mnie buja (chyba każdy chłopak tak myśli)
Dzięki muzyce i mojemu przyjacielowi mogę się uśmiechać i poczuć radość w sercu.
Pokładam wielkie nadzieje w tym, że któregoś dnia wszystko się ułóży. A może i nie? To zależy też ode mnie-czy będę chciał iść do przodu czy stać cały czas w jednym miejscu.
________________
Oto pierwszy rozdział ;) Mam nadzieje, że się podoba.
Liczę na komentarze z waszą opinią, uwagami itp ;) zależy mi na nich
Kolejny rozdział dodam możliwe w środę c;
Mama zmarła 3 lata temu na raka piersi. To było 30 października 2010. Mama zasłabła w kuchni. Wcześniej był wiadome, że ma raka ale lekarze mówili, że da się go pokonać. Jednak przez 2 miesiące tak szybko się rozwinął, że nie było szans jej uratować. Lekarze starali się w 100% ale ten pieprzony rak musiał wygrać! Musiał odebrać jedną z najważniejszych osób w moim życiu! Osobę, która mnie rozumiała, kochała bez znaczenia co zrobiłem, powiedziałem.
Zawsze była przy mnie. A teraz?
Teraz mam tylko tatę z którym jedynie mogę pogadać podczas śniadania lub obiadu. Mało co z nim rozmawiam, jest za bardzo zapracowany. Wiem, że stara się dla mnie ale nie daje rady. Musi chodzić do pracy. Musi zarobić abyśmy jakoś żyli.
Po śmierci mamy przeżyłem chwile załamania nerwowego. Chodziłem do psychologa. Raz nawet byłem u psychiatry. Powoli wychodzę z tego, ale nie do końca. Przez to mało z kim rozmawiam. Jedynie z tatą i moim jedynym i mam nadzieje prawdziwym przyjacielem Jai'em.
Czasami mam ochote po prostu umrzeć. Pójść do mamy, porozmawiać z nią. Ale wiem, że tata też mnie potrzebuje. Nie mogę ot tak go zostawić. Jeszcze tylko pare dziesiąt lat i znowu będę mógł spotkać się z mamą. Wtedy pewnie spotkam się i z nią i z tatą. Może to będzie za niedlugo. Może jutro. Może za 70 lat.
Miałem jedną próbę samobójczą. Chciałem to załatwić szybko, po prostu wyskoczyć z okna. Chwila straszliwego bólu. I koniec. Czerń. Nagle biel. I mógłbym być z mamą. Ale Jai mnie uratował. Mimo, że lubi sobie poimprezować doskonale mnie rozumie. Prawie jak mama. Ale to nie to samo. Zawsze mi pomoże, mogę mu powiedzieć wszystko, ponieważ wiem, że nikomu tego nie powie. Ufam mu.
Moim największym marzeniem jest spotkać taką osobę jaką była mama. Żeby chociaż w małym procencie zapełnić tą dziurę w sercu po stracie mamy. Chciałbym dzwonić do tej osoby nawet o 3 w nocy i móc powiedzieć jej co mnie trapi a ona by mnie wysłuchała i powiedziała co mam robić lub mnie pocieszyć.
Ale czy istnieje taka osoba? Możliwe. Może gdzieś na świecie jest taka idealna osoba.
Najpierw chcę pozbyć się tych wszystkich problemów aby już mnie nie dręczyły. Aby móc normalnie funkcjonować a nie przychodzić ze szkoły, zjeść obiad i do następnego dnia siedzieć w pokoju, płakać i ie wychylać z niego nosa.
Swoje problemy, rozterki, słabości itp. "wylewam" na papier. Piszę piosenki, gram na gitarze. To mnie uspokaja. Nie wiem czy dobrze śpiewam ale wydaje mi się, że da się tego słuchać. Dzięki muzyce(w której mogę siedzieć 365 dni w roku bez znaczenia na gatunek i cały czas komponować) widzę w moim życiu małe pozytywy. Mimo tego, że wszystkie moje piosenki są smętne to sprawia to, że mam uśmiech na twarzy. Pisze je o rodzinie, przyjacielu i dziewczynie. Dziewczyny nie mam ale można pomarzyć. Nie sądze aby teraz podobał się jakiejś, ale mam ciche nadzieje, że jakaś się we mnie buja (chyba każdy chłopak tak myśli)
Dzięki muzyce i mojemu przyjacielowi mogę się uśmiechać i poczuć radość w sercu.
Pokładam wielkie nadzieje w tym, że któregoś dnia wszystko się ułóży. A może i nie? To zależy też ode mnie-czy będę chciał iść do przodu czy stać cały czas w jednym miejscu.
________________
Oto pierwszy rozdział ;) Mam nadzieje, że się podoba.
Liczę na komentarze z waszą opinią, uwagami itp ;) zależy mi na nich
Kolejny rozdział dodam możliwe w środę c;
WOW FANTASTYCZNE
OdpowiedzUsuńKarolino, co za talent <3/
OdpowiedzUsuńAsia "Malay,Ruda"
Zaciekawiłaś mnie tym. Świetne. Będę czekać na kolejny rozdział. <3 Powodzenia w pisaniu :*
OdpowiedzUsuńsmutne, ale pokazałaś nam ich sytuację, szkoda, że nie będzie reszty janoskians, niekoniecznie jako zespołu :(
OdpowiedzUsuńale ogólnie rozdział świetny :D
podczas pisania mam zamiar "wprowadzić" resztę chłopaków jako kolegów ze szkoły James'a :)
Usuńo matko, dziękuję hahaha :D
UsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards Blog. Więcej informacji tutaj: http://fan-fiction-janoskians-pl.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-liebster-blog-awards.html
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuń@mruuczus